Koniec i nowy początek

elementy-przesunięcie (1)

Plan był prosty – ten tekst miał być opowieścią o świetnym miejscu na mapie Poznania i o dziewczynie, która je stworzyła. Trzy lata temu Mari Krystman otworzyła na Jeżycach Słońce Concept Store – niewielki, bajecznie kolorowy sklepik pełen pięknych i użytecznych drobiazgów od polskich twórców, który szybko stał się ulubionym przystankiem dla miłośników rodzimego rękodzieła, dobrego designu i prezentów kupowanych na ostatnią chwilę. Ostatnio jednak sporo się zmieniło, bo Mari postanowiła wypuścić Słońce ze swoich rąk. Dlatego tekst będzie o zmianach, o decyzjach, o odwadze i o tym, co znaczy żyć po swojemu. Ot, drobna zmiana planu. Po prostu.

Historia pewnej zmiany

Na spotkanie z Mari wpadłam późną wiosną, krótko po jej powrocie z dwumiesięcznej podróży kamperem po Hiszpanii. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, żartowałyśmy, jednak gdzieś głęboko, wyczułam w niej pewnego rodzaju niepewność, zwątpienie i nostalgię. Miałam nosa, bo jakiś czas temu na Instagramowym profilu prowadzonego przez nią sklepiku pojawiła się informacja, że Słońce jest na sprzedaż. Nie chciałam rezygnować z tekstu, dlatego odwiedziłam Mari po raz drugi. Wstąpiłam do Słońca przejazdem, dosłownie na kilka chwil, tego dnia miała zaplanowane spotkanie z potencjalnymi kupcami. Była przejęta, ale podchodziła do tematu z optymizmem.

Pewien etap naturalnie dobiega końca. Chcę przekazać Słoneczko w dobre ręce, żeby w głowie zrobiło się trochę luźniej. Wtedy na spokojnie będę mogła planować kolejne kroki  – powiedziała.

Na dworze panował skwar, rozmowę na moment przerwał nam kurier, który przytargał na zaplecze diabelnie ciężki karton z lampami solnymi. Mari była spokojna, uśmiechnięta i otwarta na to, co przyniesie przyszłość. Miała na sobie musztardową bluzkę, kremową spódniczkę i błękitne Birkenstocki. Na pamiątkę pstryknęłam jej polaroida żółtym Instaxem. 

 

Było, już nie jest 

Mówi się, że w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Ale ja – może trochę zuchwale – dorzuciłabym do tej krótkiej listy jeszcze jednego pewniaka: zmianę. Słownik języka polskiego PWN definiuje ją, jako fakt, że ktoś lub coś staje się inne, niż było dotychczas – a to przecież życie w pigułce.

Jak przyznaje Mari, przez ostatnie trzy lata zmieniło się wiele. Zmieniła się ona sama i przestrzeń, którą stworzyła. – Zaczynałam z Agnieszką Jankowiak, która jest złotniczką i prowadzi swoją markę biżuteryjną Gusta. Trochę przetarłyśmy szlaki, bo wcześniej w Poznaniu nie było takiego miejsca. Weszłyśmy w to wszystko bez strachu, byłyśmy super podekscytowane, pełne zapału i nowych pomysłów. Pamiętam, że żartowałyśmy sobie, że bawimy się w sklep – wspomina. Jakieś półtora roku po otwarciu Słońca Agnieszka zdecydowała się jednak na własną, autonomiczną przestrzeń i przeprowadziła się do pięknie odnowionej kamienicy naprzeciwko. Przez krótki czas połową sklepiku była marka Floral Escape, jednak na początku tego roku Mari uznała, że nie chce szukać kolejnych osób do współdzielenia przestrzeni i… spróbuje działać solo. Do słonecznego wnętrza wróciła intensywnie fioletowa komoda, na wieszakach zawisły ubrania She is Sunday oraz cuda od GOA Studio. Zrobiło się jeszcze bardziej kolorowo, choć… nie wszędzie. 

Nasza podróż kamperem po Europie uświadomiła mi, że chciałabym wieść bardziej mobilne życie, a jednak prowadzenie sklepu stacjonarnego bardzo osadza w konkretnym miejscu – mówi.

 Kiedy pytam Mari, czy sprzedaż Słońca była zaplanowana, odpowiada, że od jakiegoś czasu nosiła się z tą decyzją. – Razem z Ludźmi Słońca udało mi się stworzyć supermiejsce, w które teraz ktoś inny mógłby tchnąć nową energię, nowe życie* – wyjaśnia.

Brzmi znajomo?

W moich rozmowach z Mari jak bumerang wracał temat uważnego i spokojniejszego życia – takiego, które daje przestrzeń na oddech i pozwala bardziej być, niż gonić. Sama często o tym myślę. Kiedy podczas spotkania wspominam jej, że jakiś czas temu widziałam na Instagramie dziewczynę z tatuażem „Matka Ziemia, Ojciec Kapitalizm”, kiwa głową ze zrozumieniem. – Nie da się lepiej podsumować czasów, w których żyjemy – mówi. – Z jednej strony coraz więcej słyszymy o powolnym, świadomym życiu, a z drugiej wciąż siedzi w nas głęboka potrzeba posiadania, ciągłego działania, bycia hiper produktywnym – podsumowuje i dodaje, że ostatni rok w Słońcu kręcił się wokół rozmów o zmianie mindsetu. – Mam wrażenie, że to jakiś większy, pokoleniowy temat. Z jednej strony wiadomo, że pieniądze są ważne, potrzebne i że nie da się bez nich funkcjonować, ale z drugiej strony… nie chcesz ciągle zasuwać, bo najzwyczajniej w świecie nie masz już na to siły i chcesz po prostu żyć. Trudno w tym wszystkim odnaleźć złoty środek – przyznaje.

Czasami zdarza się, że ktoś mnie pyta o radę, ale nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania, serio. Najłatwiej, a jednocześnie najtrudniej jest puścić, to, co nie służy, co męczy, co wypala. Nie chodzi o to, żeby żyć na YOLO, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Trzeba jednak wiedzieć, czego się nie chce, to początek zmian – wyjaśnia i dodaje, że ubiegłoroczne kamperowanie uświadomiło jej, że do szczęścia naprawdę nie potrzebuje wiele.

 

Coś inaczej

Mari przyznaje, że lubi zmiany. Czasem się ich boi, czasami ją stresują, ale generalnie mocno wierzy w to, że przynoszą wiele dobrego i pozwalają iść naprzód. Podobnie czuje dziś. Kiedy pytam ją o plany na przyszłość, śmieje się, że pierwszy raz w życiu działa bez szczegółowo rozpisanego biznesplanu, mimo tego, że jest zodiakalnym Bykiem, który lubi konkrety i jest dość przyziemny. – Przed powstaniem Słońca przez 10 lat pisałam i byłam redaktorką, więc myślę, że będę do tego wracać. Oprócz tego na pewno chciałabym nadal robić masaże kobido, bo sprawia mi to ogromną radość. Razem z moim narzeczonym i psiakiem planujemy też dłuższą podróż kamperem, więc na pewno nie będziemy się nudzić – śmieje się i przyznaje, że chce żyć  i cieszyć się tym, co tu i teraz. Po chwili zastanowienia zdradza również, że coraz częściej myśli o zmianie miejsca zamieszkania. – Chciałabym być bliżej natury – mówi.

Miasto coraz mniej mnie fascynuje. Nadal je lubię i nadal doceniam to, co daje, ale pobyt w Hiszpanii bardzo wyraźnie pokazał mi, jak zmieniło się moje podejście. Barcelona był cudowna, Walencja wspaniała, Malaga ekstra. Ale ja cały czas czekałam na to, aż wrócimy nad wodę albo w góry, aż wypijemy kawę w spokoju wystawiając buzie do słońca. Bycie w naturze, to coś, co mnie totalnie buduje i karmi – dodaje. 

 Nikt nie mówił, każdy potrzebował

Słońce” jest dla Mari jednym z ulubionych słów w języku polskim, które ją inspiruje i które szczerze uwielbia. – Wiedziałam, że jeżeli kiedykolwiek założę działalność, to będzie się ona nazywała Słońce – mówi z uśmiechem. 

Pełne kolorów Słońce – z pięknie zaaranżowaną witryną – od samego początku doskonale wtopiło się w eklektyczną tkankę Jeżyc, które od kilku lat przechodzą prawdziwy glow up. Nieraz, przejeżdżając rowerem przez ulicę Szamarzewskiego, obserwowałam osoby, które przystawały przy szybie i z zaciekawieniem przyglądały się ukrytym w barwnym wnętrzu perełkom. – Cieszy mnie to, że Słońce okazało się takim jeżyckim promykiem, światełkiem. Jest w nim dużo kolorów, poprawia nastrój, szczególnie w te szare i smutne miesiące. Ludzie wpadają tu pooglądać ładne rzeczy, złapać inspiracje, pogadać – mówi z uśmiechem Mari i przyznaje, że właśnie tych niezobowiązujących odwiedzin i lokalnej społeczności będzie jej bardzo brakować. – Uwielbiam to, że panuje tu taki południowy klimat i gwar. Ktoś przychodzi z nowo narodzonym bobasem, ktoś przedstawia nowego psiaka. Ktoś przynosi mi coś słodkiego, bo kupił więcej i chce się podzielić, ktoś podrzuca siatkę pomarańczy, albo kwiatka do wazonu. To cudowne i niepowtarzalne, będę za tym tęsknić – mówi Mari. 

Kiedy na koniec pytam ją, jak wyobraża sobie życie bez Słońca, nieśmiało się uśmiecha i wyjaśnia, że pod parasolem Słońca, czyli jej działalności, kryje się sklepik, pisanie oraz kobido. – Słońce w moim przypadku jest bardzo pojemne, łączy w sobie wszystko to, co kocham. Teraz kiedy przekazuję sklep w nowe, dobre ręce, ono wciąż będzie funkcjonować, ale w nieco innej formie. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go zabraknąć – przyznaje Mari. 

Słońce więc nie zniknie, będzie świecić dalej. I na Jeżycach i w życiu Mari. Po prostu nieco zmienia orbitę.


Zdjęcia: Bartek Zwiefka/ @zwiefny

 

* Nowe życie tchną w Słońce Dominika i Adam – twórcy concpet store’u UMILAJ oraz kawiarniano-sklepowego konceptu UMI. Póki co, w lokalu będzie trwał remont, ale jesienią Słońce (tak, Słońce zostaje Słońcem!) ponownie zaświeci na Jeżycach. Słoneczkowy asortyment znajdziecie w Umilaj. 

IMG_4779